czwartek, 6 maja 2010

Dla Tatka

Kochany Tatku,

Z okazji Twoich 50. urodzin przede wszystkim chcemy Ci podziękować za to, co nam dawałeś przez wszystkie lata naszego życia. Po latach widzimy, jak wiele dla nas poświęciłeś, jak wiele nam dawałeś i dajesz, i jak bardzo nas ciągle kochasz. Miałeś 19 lat, kiedy starsza z nas pojawiła się na tym świecie, ale pomimo młodego wieku byłeś bardzo poważnym i odpowiedzialnym Tatą. Zrezygnowałeś z nauki, by nas utrzymać. Pamiętam do tej pory, jak wychodziłeś do pracy, gdy mieszkaliśmy na Struga... I później, przez te wszystkie lata, cały czas opiekiwałeś się nami, nawet, gdy Twoje i Mamy drogi się rozeszły. Dzięki Tobie skończyłyśmy studia, to Ty zaraziłeś nas pasją czytania książek i dzięki Tobie pokochałyśmy podróże i góry. Więc widzisz, że tak naprawdę to, kim jesteśmy teraz, w bardzo dużym stopniu zawdzięczamy Tobie. Nie wiemy, jak Ci się możemy odwdzięczyć... Możemy starać się jedynie żyć tak, byś był z nas zadowolony, choć niestety pewnie nie zawsze to wychodzi. Dziękujemy Ci Tatku za to wszystko! Serdecznie Ci dziękujemy!

Twoje Córki

wtorek, 13 kwietnia 2010

Wycieczka po lesie :)



Damek już dawno zapomniał o wiatrówce, ale Nadia i Naro - dopiero poznają jej "uroki". Dobrze, że przechodzą w tym samym czasie. Nadia obsypała się krostkami bardzo szybko i bardzo ciężko to przechodzi (choć mam nadzieję, że dzisiejsza noc będzie już lepsza - wieczorem wariowała jak za 'zdrowych' czasów). Wczoraj w nocy miała gorączkę 38,8. Naruś ma mniej krostek i wolniej się u niego pojawiają, mniej go swędzi, choć dziś widziałam, jak nie mógł się powstrzymać od drapania.
To taki wstęp do tytułowej historii ;)
Mój kochany Kedzio obiecał wczoraj dzieciom, że zabierze ich na przejażdżkę naszym cienkim - Damo miał kierować - tak się umówili. Jako że Nadia i Naruś w ciągu dnia czuli się dobrze, wybrali się wszyscy razem.
Jakieś 10 minut po ich wyjeździe dzwoni telefon: 'Divya, musisz przyjechać nas odkopać, weź ze sobą szpadel'. W tle słyszałam, jak Nadia wrzeszczy. W pośpiechu nie pomyślałam nawet, żeby założyć kalosze i pognałam do nich w moich baletkach naszym volvo.
Ugrzęźli w kompletnym błocie przy mokradłach. Nie to, żebym coś wykrakała, ale wiedziałam, że volvo też się zakopie :) No i nie mogło być inaczej :) Siedzieliśmy więc tak zakopani w błocie na leśnej drodze, obok lepszą drogą przejeżdżały normalnie od czasu do czasu auta. Ja lubię takie przygody, także miałam niezły ubaw. Chłopakom też się podobało. Gorzej z Nadią, która marudziła co jakiś czas. Kedek próbował jakoś podkopać koła, ale w końcu tak podkopał, że koło się kręciło w miejscu, a auto opierało się na silniku :) Widząc, że nic z tego nie będzie, poszłam z Nadią i Narusiem do domu, a Damek został z Tatą dalej próbującym cos kombinować.
Później okazało się, że akurat w pobliżu na polu pracował pan w traktorze. Poprosili go o pomoc, i pan powyciągał po kolei auta (myślał, że przyjechałam cienkim wyciągać volvo :DDD ).
No i mieli dwie opcje: albo przyjadą jednym autem i któreś z nas wróci się po drugie - albo Kedek będzie holował cienkiego z Damkiem za kierownicą. Tak tak, nie trzeba się długo zastanawiać, którą opcję wybrali... Damek sam zasiadł za kierownicą cienkiego! I dojechali! Tylko raz na zakręcie Damek się zagapił i uderzyłby w słup, ale podobno się zorientował i szybko przekręcił kierownicę (przynajmniej tak opowiadał).
No emocje były, nie da się ukryć. I Damek był dumny i blady ze swojego wyczynu :) Pewnie zapamięta go na długie lata :)))

Dobrze, ze nie skończyło się tak: ;)

sobota, 27 marca 2010

Wiatrówkowe 8 urodziny Damcia

Miało być wyjątkowo, mieli przyjechać Marcin z córkami, Vaisnava z Julką, Rafał z dziećmi, miały być zabawy i konkursy z nagrodami, a tutaj z rana okazało się, że Damo ma wiatrówkę. Przyjechali w końcu tylko dziadkowie, ale i tak było miło i wyjątkowo. Zostało nam bardzo dużo torta w lodówce... :P
Imprezę może przeniesiemy na później, może - bo pewnie w kolejce do wiatrówkowego postrzału już czekają Nadia i Naro - a może nie? Jeśli o mnie chodzi nie mam nic przeciwko temu, żeby wiatrówkę przeszli trochę później ;)
No i jutro oczywiście znowu nie pojedziemy do świątyni... Następna szansa w maju, na Nrsimha Caturdasi.

Poniżej wklejam nasze urodzinowe "ofiarowanie" dla Damodarka. Kartkę robiłam dla niego do prawie trzeciej nad ranem, wcześniej tort... Później wkleję zdjęcia, kiedy Grzesio nam przerzuci z aparatu.

Ciekawe, czy znasz historię o pewnym chłopcu, który miał przepiękne oczy koloru nieba i włosy koloru słońca... Chłopiec ten oprócz przepięknej twarzy miał też cudowne serce. W jego sercu było miejsce na Tatę, Mamę, Braciszka i Siostrzyczkę, ale oprócz tego było tam mnóstwo miejsca dla Boga, którego chłopiec ten nazywał pięknym imieniem – Kryszna – Wszechatrakcyjny, a także dla wielu innych istot (tak tak, nawet podwórkowej ropuchy :) ), ale i także dla motorynki, o której marzył ;) .
Ten chłopiec Damciu, to Ty! Jesteśmy takimi szczęściarzami, że Kryszna przysłał nam Ciebie i pozwolił nam cieszyć się Twoim towarzystwem. Jeszcze niedawno byłeś taki malusi, pamiętamy Cię cały czas owiniętego w kocyk w szpitalu, kiedy przyszedłeś na świat. A teraz wyrósł z Ciebie taki mądry, dobry i piękny ośmiolatek!
Dziękujemy Ci za to, że możemy się Tobą wciąż opiekować, że możemy słuchać Twojego śmiechu i Twojego słodkiego gadania, którego nigdy nam nie żałujesz :) Bez Ciebie nasze życie byłoby smutne i puste. Dzięki Tobie jest w nim radość i ciągłe odkrywanie nowego.
Na koniec jeszcze chcemy Cię przeprosić za to, że nie jesteśmy idealnymi rodzicami. Obiecujemy Ci, że będziemy nad sobą pracować i z każdym dniem coraz bardziej Cię kochać.


Na zawsze Twoi
Mama, Tata
i Naro z Nadusią

czwartek, 11 marca 2010

1% dla Ani - pomóżcie!!!


Jeśli jeszcze nie rozliczyliście się za poprzedni rok, proszę, przeczytajcie poniższy tekst.
Ania jest przede wszystkim wspaniałą osobą, wspaniałą wielbicielką, żoną, przyjaciółką, wegetarianką i... i na pewno każdy, kto ją poznał, mógłby tu dopisać coś dobrego o niej. Od kilku lat Ania choruje na raka. Niekonwencjonalne metody leczenia Ani z wielu powodów nie wchodzą już w grę. Konwencjonalne metody leczenia Ani dostępne w Polsce już się wyczerpały. Teraz może jej pomóc lek sprowadzony z Zachodu. Nie jest on refundowany przez NFZ, i jest bardzo kosztowny. Gdyby ktoś z Was chciał oddać 1 % podatku na leczenie Ani tym właśnie lekiem, byłoby to piękne z Waszej strony!!! Jestem pewna, że Kryszna Wam to wynagrodzi, bo Ania jest jego oddaną wielbicielką. A jako dowód tego wklejam fragment jej wypowiedzi na jednej ze stron 'bhaktowskich':

Mój problem to moje materialne z defektem ciało a ponieważ mam w sobie tak ogromną chęć służenia Krysznie to jesli udałoby się przedłuzyć mi życie chciałabym to wykorzystać.

Poniżej wklejam list jej męża, w którym jest wszystko opisane, a Wam z góry serdecznie dziękuję za pomoc!

Cześć!!! Witaj!!!! Dzień Dobry!!! Moi Drodzy, Szanowni,

Ponownie piszę do wszystkich. Pewnie wiesz o mojej żonie, a jeśli
jeszcze nie wiesz, to nadszedł czas że potrzebujemy pomocy i już tego
nie ukrywamy.
Jest nieciekawie.... nowotwór stał się agresywny i nadszedł ten czas,
gdy chemioterapia standardowa oferowana i dopuszczona w Polsce nie
działa (Ania czyli moja żona ma chemiooporność) i do tej pory
trzymaliśmy to w ryzach, lecz pojawiła się szansa sprowadzenia leku z
zagranicy. Avastin jest w Polsce niedopuszczony na razie jako
chemioterapia standardowa w Ani nowotworze tylko w nowotworze jelita
grubego jako chemioterapia niestandardowa (a Ania ma już ten problem), z
której nie może/nie ma szans skorzystać, gdyż
pierwsza diagnoza się liczy czyli nowotwór pierwotny a u Ani to jajnik.
Lek jest bardzo drogi w firmie Roche kosztuje 10 tys. jedna dawka 400
ml. Wiesz że ta straszna choroba spotkała Anię, mnie, naszą rodzinę,
przyjaciół, naszych bliskich, bliższych i dalszych, znajomych. Mówię Ci
szczerze, nie życzę tego wszystkiego najgorszemu wrogowi.
ISTNIEJE JUŻ MOŻLIWOŚĆ oddania 1% z podatku,
darowizny, wpłat z dobrej woli na konto organizacji pożytku publicznego,
której podopieczną jest Ania.

Prosimy o przekazywanie dla:
Suwalskie Stowarzyszenie Opieki Paliatywnej
KRS 0000226036
Nr konta: 51 9367 0007 0010 0017 3762 0001
z zaznaczeniem DLA ANI ROGIEWICZ i kwadratem, że wyrażasz zgodę abyśmy
wiedzieli, że również to Tobie zawdzięczamy pomoc

TO NIC NIE KOSZTUJE!!! LICZY SIĘ KAŻDY GROSZ!!! Ziarno do ziarnka ....
JESTEŚMY W DESPERACJI, a tonący brzytwy się chwyta ....

Mamy do Ciebie prośbę, czy w miarę swoich możliwości mogłabyś/mógłbyś
pocztą pantoflową przesłać ten mail lub przekazać naszym wspólnym
znajomym, których nie mamy na liście lub nie dotarliśmy do kontaktu do
nich i mieć na uwadze przy składaniu zeznania rocznego BO JESZCZE
ZOSTAŁO 2 M-CE !!! Jeśli złożyłeś zeznanie, to istnieje jeszcze
możliwość korekty: dopisania lub zmiany ofiarowanego i pamiętaj o niej w
przyszłym roku, bo Ania zamierza do niego dożyć

ANIA JEST KSIĘGOWĄ!!!! Służy pomocą jak to zrobić lub polecamy Ci biuro
Ani mamy w Suwałkach ul. Noniewicza 40/88 tel. (87)566-72-24

Przekazanie 1% podatku w Twoim PIT jest bez opłat manipulacyjnych w
banku!!!

P.S przepraszam ,że Ci głowę zawracamy!

Sławomir & Ania Rogiewicz

Madzia i Damcio


Przy okazji przeglądania zdjęć z Simhachalam natknęłam się na takie słodkie zdjęcie Madzi i Damcia. Muszę je tu wkleić, żeby nie zginęło. Moja kochana siostrzyczka i mój kochany synek, taki wtedy jeszcze maleńki, teraz już taki duży chłopak... To pewnie było w czasie, gdy urodził się Naruś. Dziękuję Ci kochana Madziczko za ten czas, który wtedy poświęciłaś Damciowi, za całą pomoc, jaką nam wtedy dałaś. NIe wiem, jak przetrwalibyśmy ten czas mojej choroby bez Ciebie! No i już ryczę, jak zwykle :)
A tu Madzia już nie tylko z Damkiem, ale i pozostałą dwójką podczas ostatniej wizyty u nas (jeszcze przed 'zębowym' wypadkiem Damka).

Odszedł Padmanabha Prabhu


Ścisnęło mi się serce, gdy K. powiedział mi, że Padmanabha Prabhu opuścił ciało. Pamiętam go z czasów, gdy mieszkaliśmy w Simhachalam. Godzinami mógł opowiadać historie związane z Panem Ramą. Swoje serce całkowicie oddał Panu Ramie i mam nadzieję, że teraz jest jeszcze bliżej swojego ukochanego Ramaczandry...

Opuścił ciało po trwającej około dwa miesiące chorobie, w obecności jego żony, syna Hanumana, oraz Amary Prabhu, którzy czytali mu Bhagavad-gitę, przy dźwiękach bhajanu. Odszedł w spokoju, łagodnie.
Na pewno wpisał się w pamięć wielu bhaktów odwiedzająych Simhachalam jako jeden z głównych pujarich Pana Nrsimhadevy. Jego osoba doskonale wkomponowała się w nastrój panujący na ołtarzu Pana Lwa. Będzie go tam brakowało...


niedziela, 28 lutego 2010

Gaurapurnima 2010

Nie pojechaliśmy niestety do świątyni... Naduńcia chora, a teraz mnie dopadły problemy z zębami... No i nie spotkałam się tym razem z E. i jej córeczką, ale mam wrażenie, że jeszcze zdążymy się poznać. Czuję, że znamy się nie od dziś.
Po porannej wizycie na pogotowiu udało mi się zdać egzamin, a po powrocie do domu zrobiliśmy kameralne święto. Nadia, Damek i Naruś ukręcili trzy rodzaje kulek, które potem ofiarowali Panu Caitanyi i Panu Nityanandzie. Kedzio przygotował abhishek i wszyscy kąpaliśmy Bóstwa. Oczywiście nie obyło się bez siłowania się z małymi rączkami podczas kąpieli, szczególnie te najmniejsze chciały najintensywniej polewać Panów ;) Nadia założyła śliczną bluzeczkę od Madzi, a chłopcy - idąc za przykładem Tatuńcia - kazali się ubrać w dhoti. Było bardzo miło. Dziękuję Ci Kryszno za te chwile.

niedziela, 14 lutego 2010

E. i japa mala


No nie spodziewałam się, że na wegedzieciaku odnajdę takie perełki. A tu proszę, Kryszna mówi: Ja Cię wszędzie dopadnę :):):)
W jednym z wątków, które zresztą sama odświeżyłam, e. opisała historię swojego japasu. Pisała o tym, jak wiele dla niej znaczył, że towarzyszył jej w najważniejszych życiowych wydarzeniach, że był pierwszą rzeczą, jaką zapakowała do torby szpitalnej jadąc rodzić... No wzruszyłam się... Gdyby była tu blisko, uściskała bym ją serdecznie, a pewnie i złożyła je z wdzięcznością pokłony... Przypomniała mi o moim zakurzonym japasie, wiszącym na szafce z książkami, i ciągle czekającym na lepsze czasy... Na co ja czekam? Już tyle razy słyszałam, że nie ma przypadków. Odświeżyłam wątek nijak związany z Kryszną, może taki wręcz antywątek, a tu takie kwiatki... Kryszna lubi płatać figle - z jednej strony - i jest bardzo kochającym Tatą - z drugiej.
Hare Kryszna :)

niedziela, 24 stycznia 2010

Ciało się zmienia... czasem szybciej, niż co siedem lat



Dawno nie pisałam. Nie będę już wracać do tego, co było, choć na pewno wiele wartych zapamiętania chwil uleciało. Oto skutki niesystematycznego spisywania wspomnień. Jednak teraz o tym, co wydarzyło się dzisiaj.
Damo miał dziś wypadek. Bawili się razem z Madzią w ciuciubabkę. Madzia pomagała Nadii złapać chłopaków. W szalonej ucieczce przed dziewczynami Damek wskoczył na łóżko, po czym chciał z niego zeskoczyć. Jednak zrobił to jakoś tak niefortunnie, że upadł na buzię. Nie było mnie wtedy w domu, wracałam dopiero z kursu, więc z opowiadań wiem tylko, że był okropny płacz i krew. Damek był spuchnięty i miał poprzesuwane zęby. Wyglądało to bardzo nieładnie. Kiedy dotarłam do domu, Kedzio i Madzia zabrali go do szpitala w Brzezinach, ale tam nie mogli mu pomóc i powiedzieli, żeby pojechać z nim jutro do Instytutu. Gdy wrócili, Damek bardzo poważnie i z taką zadumą w głosie powiedział: "Jednak ciało może się zmieniąc szybciej, niż co siedem lat...". Kiedyś usłyszał, że ciało człowieka wymienia wszystkie komórki raz na siedem lat. W tamtym roku skończył siedem lat, więc wg niego następnym razem jego ciało powinno się zmienić dopiero w wieku 14stu lat... A tu trach... i okazuje się, że ciało może się zmienić/zmienia się w każdej chwili.
Mój kochany myśliciel...
Martwię sie o te jego zęby. Monika mówiła, że nie da mu się już prawdopodobnie ich nastawić. Jedyne co to będzie można zrobić rentgena i sprawdzić, czy się nie połamały...
Samo życie...