wtorek, 13 kwietnia 2010

Wycieczka po lesie :)



Damek już dawno zapomniał o wiatrówce, ale Nadia i Naro - dopiero poznają jej "uroki". Dobrze, że przechodzą w tym samym czasie. Nadia obsypała się krostkami bardzo szybko i bardzo ciężko to przechodzi (choć mam nadzieję, że dzisiejsza noc będzie już lepsza - wieczorem wariowała jak za 'zdrowych' czasów). Wczoraj w nocy miała gorączkę 38,8. Naruś ma mniej krostek i wolniej się u niego pojawiają, mniej go swędzi, choć dziś widziałam, jak nie mógł się powstrzymać od drapania.
To taki wstęp do tytułowej historii ;)
Mój kochany Kedzio obiecał wczoraj dzieciom, że zabierze ich na przejażdżkę naszym cienkim - Damo miał kierować - tak się umówili. Jako że Nadia i Naruś w ciągu dnia czuli się dobrze, wybrali się wszyscy razem.
Jakieś 10 minut po ich wyjeździe dzwoni telefon: 'Divya, musisz przyjechać nas odkopać, weź ze sobą szpadel'. W tle słyszałam, jak Nadia wrzeszczy. W pośpiechu nie pomyślałam nawet, żeby założyć kalosze i pognałam do nich w moich baletkach naszym volvo.
Ugrzęźli w kompletnym błocie przy mokradłach. Nie to, żebym coś wykrakała, ale wiedziałam, że volvo też się zakopie :) No i nie mogło być inaczej :) Siedzieliśmy więc tak zakopani w błocie na leśnej drodze, obok lepszą drogą przejeżdżały normalnie od czasu do czasu auta. Ja lubię takie przygody, także miałam niezły ubaw. Chłopakom też się podobało. Gorzej z Nadią, która marudziła co jakiś czas. Kedek próbował jakoś podkopać koła, ale w końcu tak podkopał, że koło się kręciło w miejscu, a auto opierało się na silniku :) Widząc, że nic z tego nie będzie, poszłam z Nadią i Narusiem do domu, a Damek został z Tatą dalej próbującym cos kombinować.
Później okazało się, że akurat w pobliżu na polu pracował pan w traktorze. Poprosili go o pomoc, i pan powyciągał po kolei auta (myślał, że przyjechałam cienkim wyciągać volvo :DDD ).
No i mieli dwie opcje: albo przyjadą jednym autem i któreś z nas wróci się po drugie - albo Kedek będzie holował cienkiego z Damkiem za kierownicą. Tak tak, nie trzeba się długo zastanawiać, którą opcję wybrali... Damek sam zasiadł za kierownicą cienkiego! I dojechali! Tylko raz na zakręcie Damek się zagapił i uderzyłby w słup, ale podobno się zorientował i szybko przekręcił kierownicę (przynajmniej tak opowiadał).
No emocje były, nie da się ukryć. I Damek był dumny i blady ze swojego wyczynu :) Pewnie zapamięta go na długie lata :)))

Dobrze, ze nie skończyło się tak: ;)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

No bardzo mi miło poznać Pani jakże błyskotliwego męża :-) Życzę siły i wytrwałości.

Rasasthali pisze...

Ale przygoda! :)