niedziela, 1 lutego 2009

Serce matki jest pojemne

Jakiś czas temu przeczytałam post na vrindzie, w dyskusji o feminizmie, w którym Balaji pisał o tym, że serce matki jest wystarczająco pojemne, żeby swoje miejsce znalazały w nim wszystkie dzieci (ciekawe, że napisał to mężczyzna). Czy matka ma jedno dziecko, czy pięcioro, czy nawet i więcej, dla każdego dziecka znajdzie się miejsce w jej sercu. Pamiętam, że sama zastanawiałam się, jak to będzie, czy będę w stanie pokochać kolejnego dzidziusia tak bardzo, jak kochałam Damodarka, naszego "pierworodnego". Naruś rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Różnica może była taka, że nie miałam tyle czasu w ciąży, żeby przeżywać te chwile, kiedy był jeszcze w brzuszku. Ale gdy tylko zaraz po porodzie Johanna położyła mi tego maleńkiego szkraba, jeszcze pokrytego mazią, na piersiach, rozpłynęłam się... Zaraz potem przybiegł Damo z Madzią i z radością w głosie mówił, żebym szybko założyła maluszkowi malutkie dhoti i kurtę i że pójdą razem na sankirtan do świątyni... Nie wiem też, skąd on to wytrzasnął, ale przyszedł z moim dowodem i położył mi go przy głowie - widać to na zdjęciu... Później była moja choroba, z tego czasu neiwiele pamiętam, ale pobyt w szpitalu z Narusiem już wspominam bardzo miło... W tym pokoiku, za oknem śniego, herbatka z kopru, Kedzio przywożący mi prasadam, i maleńki Naruś... Kryszno, to takie piękne chwile...
Później podobne obawy miałam przed narodzinami Nadii. Przy dwójce nie starczało mi czasu na nic, byłam kompletnie pochłonięta opieką nad chłopcami, a tutaj lada moment urodzi się trzeci dzidziuś. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, jakiej płci będzie ten malec. Nastawieni byliśmy właściwie na trzeciego chłopca. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić, że moglibyśmy mieć córeczkę. Tymczasem po porodzie pani Dorotka powiedziała, że mamy córkę. Tak, ten mały, kompletnie fioletowy dzidziuś z czarną czuprynką na głowie, to była nasza kochana Naduńcia. Nawet teraz chce mi się płakać, kiedy myślę o tym... Naduńcia... Nasz promyk radości...
Serce matki jest pojemne... Ale i ojca też... Kedzio kocha wszystkie swoje dzieci tak, że czasem - częściej niz czasem - go podziwiam, skąd ma w sobie tyle miłości, która wyraża sie w cierpliwości, opanowaniu... Mi tego często brakuje. Dużo mogę się od niego nauczyć... Dźwięczą mi w głowie słowa Tirthamayi, że mój mąż będzie lepszym ojcem, niż ja matką... Wtedy nie mogłam zrozumieć, co ona ma na myśli, teraz to już jest dla mnie jasne...

Brak komentarzy: