niedziela, 12 kwietnia 2009

O Kasi i Baladevie

Kasia jest dla mnie niezwykłą postacią. Zawsze chciała mieć maleńkiego dzidziusia, którym mogłaby się opiekować - i Kryszna zesłał jej Baladeva - słodkiego chłopczyka, który mimo upływu lat nie przestał być maleńkim dzidziusiem. Lekarze dawali mu tylko kilka lat życia, żył jednak dłużej, bo prawie osiemnaście. Mały, pogodny chłopczyk. Choć nie znałam go, gdy był młodszy i jeszcze coś mówił, wyobrażam sobie, jak przynosi mamie japas i mówi: "Mantruj, mantruj!". I jak cieszy się podczas bhajanów na Festiwalu nad morzem, gdy Kasia go zabierała na tour. Podobno uwielbiał kirtany, mahamantrę. Żałuję, że go nie znałam wtedy.
Ja mam przed oczami Baladeva, kiedy Michał zrobił Sylwestra w Ymce. Damo szczęśliwy tańczył wtedy z nim przy tym wózku. Kasia też była wtedy szczęśliwa. Mówiła,że dzieci zawsze czuły do niego sympatię. Rzeczywiście - patrząc w jego oczy nie można było nie czuć tej sympatii. Widać, iż był taką dobrą osobą. Kasia mówiła, że przyszedł tu po to, by nauczyć ją miłości. Pewnie nie tylko ją...
Nawet, kiedy już nie mógł się poruszać o własnych siłach i leżał na łózku, nie stracił tej pokory i pogody ducha, która mu zawsze towarzyszyła.
Cieszę się, że byliśmy go pożegnać. Pięknie wyglądał w tej tekturowej trumience, ubrany w dhoti, z girlandą na szyi i obsypany listkami Tulasi z girland Bóstw. Piękna była ta ceremonia. Byłam taka szczęśliwa, kiedy Kedarnath śpiewał. Kryszna Mohanowi drżał głos, nie mógł mówić. Myślę, że kochał go jak własnego syna. Tak naprawdę to on był jego tatą, to on się nim opiekował. I Kasia - wzór mamy. Zawsze cierpliwa, pogodna i ciepła, pełna miłości. Zrezygnowała z własnego życia i poświęciła się całkowicie swojemu synowi. Choć czasem pojawiała się w niej taka chęć, by zrobić coś dla siebie, tłumiła te myśli i dalej ze stoickim spokojem i miłością poświęcała się opiece nad swoim chorym dzieckiem.
Jak śmiesznie błahe są teraz moje problemy, moje użalanie sie nad swoim losem. Choć i tak wiem, że nie będę chyba nigdy w stanie przestać być egoistką, to była też dla mnie piękna i trudna lekcja. Czy coś z niej wyniosę?... Nie jestem w stanie doceniać tego szczęścia, które mam, cieszyć sie tymi chwilami z moimi cudownymi dziećmi, ciągle chciałabym robić tyle różnych innych rzeczy. Choć myślę, że i tak jest lepiej. Chyba powoli zaczynam doceniać to moje życie. Ale zanim w pełni je docenię, może upłynąć jeszcze bardzo dużo czasu... Obym zdążyła jeszcze w tym życiu...
Po tej ceremonii wiem, że taki właśnie pogrzeb bym chciała mieć.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Wzruszajace... o Panie az mi lzy plyna...chcialabym byc taka matka jaka jest Kasia,spokojna,pokorna,cierpliwa...