wtorek, 18 listopada 2008

Gdy Damo nie może usnąc...

Wczoraj Kasia wpadła na jedną noc. Damo opowiadał jej o tym, że gdy kłądę go do łóżka, on jeszcze długo nie może zasnąc. Wtedy Kasia zapytała go, co wtedy robi. Odpowiedział, że myśli, marzy. Kasia zapytała o czym. - O Vrindavanie... - odpowiedział Damo. Na drugi dzień Kasia zadzwoniła już z pociągu mówiąc, że mam dzieci anioły:)
Czego nauczyła mnie jej wizyta?
Tego, że nie uciekniemy przed wewnętrznymi problemami. Nie pomogą nam w tym podróże, wspaniała praca itp... Trzeba stanąć twarzą w twarz z problemem i próbować go rozwiązac. Nie można udawać, że go nie ma. Prędzej czy później to wypłynie na wierzch, tylko skutki mogą być gorsze.
Tego, że najważniejszy jest wewnętrzny spokój. Jeśli ma się ten spokój, obojętnie co się w życiu robi, gdzie się jest, jest się szczęśliwym.
Tego, że nawet, jeśli wiesz, co powiedzieć danej osobie, ona może tego nie przyjąć od ciebie, ale od kogoś innego przyjmie to bez wahania...
Dziękuję Ci Kasiu za te lekcje!

czwartek, 13 listopada 2008

I skończył się kartik...

Dziś ostatni dzień kartik. Z tej okazji Damo narysował w komputerze piękny rysunek:

sobota, 8 listopada 2008

Byc z...

Nie jest to wszystko takie proste... Choc pewnie dla niektorych jest banalne... Co to znaczy byc z kimś? Rozumiem to jako trwanie przy danej osobie, tolerowanie jej i akceptowanie ze wszystkimi zmianami, jakie w niej zachodzą. I nie chodzi tu tylko o zmiany zewnętrzne, choc to oczywiście też ma miejsce i niektórzy mogą miec problemy z akceptacja nawet tego, ale to się wiąże raczej bezpośrednio z upływem czasu. Nie, mi chodzi o zmiany wewnętrzne, jakim podlegamy. Najłatwiej to widac na dzieciach. Ich świadomośc zmienia się tak szybko i tak bardzo. Trwa to latami. Ale czy się kończy? Czy te zmiany w pewnym momencie ustają i mamy już do czynienia z w pełni ukształtowaną wewnętrznie jednostką? Czy wychodząc za mąż lub się żeniąc mamy świadomośc, że osoba, z którą wiążemy się - teoretycznie na resztę życia - za rok, dwa, pięc lat może byc już dla nas kimś innym? Może na przykład radykalnie zmieni swoje poglądy, swój styl życia. I co wtedy? Powiemy jej: "Przepraszam, ja już Cię nie kocham, kochałam/em kogoś innego..."? Nie tak powinno wyglądac bycie z kimś. Nawet guru może się zmienic na przestrzeni lat, może zmienic tematykę wykładów, sposób ich prowadzenia, itp... Czy wtedy mamy go porzucic i szukac kogos nowego, bardziej odpowiedniego? Oczywiście nie mówię tu o radykalnej zmianie filozofii. Hmm... no tak, z guru jest inaczej. Przynajmniej trochę inaczej niż z dziecmi, mężem. Z nich nie możemy "zrezygnowac", powiedziec "Myślałam/em, że bedziesz inny/a", odwrócic się na pięcie i odejśc. Te zmiany zachodzą, bedą zachodziły, a my powinniśmy na to patrzec z mądrością i zrozumieniem. Kryszno, tak bardzo chciałabym o tym pamiętac w każdej chwili...