wtorek, 28 października 2008

Divali

No tak, dopiero teraz przeczytałam na Waisznawa.pl, że dziś jest Divali. Ech, trochę późno... A dzisiejszy dzień był taki w pośpiechu, że nawet nie ofiarowaliśmy lampek Panu Damodarowi. Ale chociaż zaśpiewaliśmy. Chłopcy chyba instynktownie wyczuli, że dziś jest dzień pod znakiem Pana Ramy, i pół dnia bawili się w Ramę i Hanumana. Hmm... ja takiej intuicji nie posiadam. Rąbanie drewna, palenie w piecu, karmienie dzieci i opiekowanie się chorym Kedziem - tak oto wyglądał ten dzień. A jutro Govardhana Puja, tak chciałabym jakoś uczcić to święto... Kryszno, proszę, pomóż nam się zebrać. A teraz jeszcze pranie, zmywanie, już chciałabym iść do łóżka... Ciekawe, co u Madzi. Pewnie dobrze, szkoda, że nic nie napisze. Ale poczekamy na pełną skajpową relację:) Niech korzysta, a nie traci czas na jakieś smsy!;)

poniedziałek, 20 października 2008

Udany dzień

Tak, dzisiejszy dzień był piękny. Może dlatego, że świeciło dziś tak pieknie słońce i Kedarnath wyszedł z maluchami na spacer. Karmili dziś znowu kozy :) Kedarnath był przy tym pierwszy raz i miał ubaw po pachy. Może dlatego, że się wyspałam i miałam więcej energii, cierpliwości, miłości... hmmm... to takie najbardziej przyziemne założenie. Może dlatego, że udało mi się posprzątać trochę - w takim bałaganie nie jest łatwo funkcjonować z optymizmem. A może dlatego, że Kryszno wysłuchałeś naszych wczorajszych obietnic i pomagasz mi przechodzić ten dzień z radością w sercu. Słuchałam dziś bhajanów Guru Maharaja. Govinda Nandini zamieściła link na vrindzie. Dziękuję Ci Govinda Nandini! Ciekawe, moje dzieci tak często odwiedzają tę stronę, a ja nigdy tego nie znalazłam. No, ale nie szukałam zbyt intensywnie. Nasze wizyty kończyły się zazwyczaj na stronie z grami.
Tak, te bajany są przepiękne... Dopiero dwóch udało mi sie wysłuchać. Słucham ich w kółko, dlatego tak powoli mi idzie:) Damo był taki szczęśliwy, kiedy robił dziś książeczkę o rozrywce Damodara Lila. Najpierw skserowaliśmy obrazki, potem miał ułożyć je w odpowiedniej kolejności, następnie zszył zszywaczem i zabrał się za kolorowanie. No, jeszcze wcześniej w skrócie nam opowiedział całą historię. Jeden obrazek był trochę za wcześnie, ale poradził sobie, dorysowując mamę Jasiodę wyglądającą zza drzewa:). Kolorował dzielnie, nie chciał przestać, w końcu już trzeba było iść do łóżek, więc obiecał, że jutro pokoloruje kolejnych dziesięć obrazków. I taką samą książeczkę wyśle do Alamelki - jego przyszłej żony (jak to dziś mówił :D ). Naruś w tym czasie zawzięcie wycinał wzorki z papieru kolorowego i rysywał na Krysznie różne wzorki - bardzo ładne! Kiedy usypiałam Nadię, Damo zrobił jeszcze z papieru kolorowego ruszające się zwierzątka - jego pomysł!

czwartek, 16 października 2008

Jaya Radha Damodara...

 
Posted by Picasa

Jaya Radha Damodara, Radha Damodara...

 
Posted by Picasa

Jaya Radha Damodara, Radha Damodara...

 
Posted by Picasa

Jaya Radha Damodara, Radha Damodara...

 
Posted by Picasa

Jaya Radha Damodara, Radha Damodara...

 
Posted by Picasa

Kartik

Jest to dla nas najpiękniejszy miesiąc. Co roku, gdziekolwiek jesteśmy, spotykamy się wieczorem razem, calą rodzinką, śpiewamy Damodarasztakę i ofiarowujemy lampki Panu Damodarowi. Śpiewaliśmy tak razem z Kedziem, Madzią i Damodarkiem w brzuszku na Radomskiej, śpiewaliśmy na Zawiszy, śpiewaliśmy w Simhacalam (wtedy Damo po raz pierwszy sam ofiarowywał lampki Panu. Oj, nie obyło się bez poparzeń). Śpiewaliśmy we Wrocławiu razem z maleńkim Narottamkiem, śpiewaliśmy na Retkini i na Daniłowskiego. A teraz śpiewamy w tym domku, razem z małą Nadią, bez kochanej Madzi, która pewnie daleko stąd też śpiewa przy swoim Panu Caitanyi. Zastanawiałam się, czy napisać "naszym domku", ale jednak wolałam "tym". Choć w sercu coraz bardziej czuję, że to jest nasz domek. Nasz domek, bo tutaj wychowują się nasze dzieci, tutaj czują się bezpiecznie, tutaj odwiedzają nas bhaktowie, tutaj spotykamy się bez obaw, że komuś będzie przeszkadzało nasze śpiewanie świętych imion Pana, nasz domek, bo tu na ołtarzyku mieszkają nasi Panowie. Podobnie czułam się w Simhacalam, choć tam może nawet pod pewnym kątem lepiej, pod innym nie. Wiem, że Damo też czuł, że tam jest jego dom. I tam przyszedł na świat Naro. U Pana Nrsimhadevy... Naro urodził się na świętej ziemi Pana Nrsimhy, Damo (choć nie fizycznie) był u Jego stóp w Bangalore. Teraz mogę wreszcie zeskanować te zdjęcia od Oli. Damo jest bardzo przywiązany do Pana Nrsimhy. No tak... Trochę się rozpisałam, i trochę nie na temat...
Ale żeby dokończyć zaczętą wcześniej myśl - wspaniały klimat był też w mieszkaniu Madzi. Tak, tam, gdzie jest Madzia, tam czuję się bliżej Kryszny. I choć jej nie było wtedy z nami, czuć było jej obecność wszędzie. Wiem, że nie tylko ja tak myślę i czuję. Tak jak nie przywiązyję się na ogół do miejsc, tak Daniłowskiego mi brakuje, bo brakuje mi Madzi. Nam wszystkim. No dobra, rozkleiłam się. A miałam pisać o miesiącu Pana Damodara... Lepiej wkleję kilka zdjęć.

niedziela, 12 października 2008

Sikhy chłopców

Hmmm... Ten temat przez jakis czas nie był poruszany w naszej rodzinie. Jakos tak przycichł. Ale jednak nie wymarł - jak się okazało kilka dni temu. Damcio nagle przypomniał sobie o siksze. Bardzo chciał, żebym go ostrzygła i zostawiła mu sikhę. No a jak Damus, to od razu Narus zaczął mu wtórować. Próbowałam tłumaczyć, że przecież nie wszyscy bhaktowie mają sikhy, i to, że jesli ktos nie ma sikhy, nie swiadczy o tym, że nie jest bhaktą, no ale on upierał się przy swoim - chciał zostać znowu bhaktą z sikhą:). Co zrobić? Cały dzień dzisiaj chodził za mną i dopytywał się, kiedy wreszcie go ostrzygę, a ja cały czas odkładałam to na później z nadzieją, że może zapomni. Nie zapomniał. I wieczorem, kiedy tata napalił w piecu, odbyły się postrzyżyny. Najpierw starszy braciszek, potem młodszy. Sikh prawie nie widać, bo włoski były i tak krótkie, ale jest radosć w serduszkach.
Kiedy ich kładłam spać, przypomniało mi się, że kiedy Damek się urodził, był łysy, tylko z tyłu miał taki kosmyk włosów - jego pierwsza sikha ;), później ta sikha rosła razem z nim. W Simhacalam miał już taką długą, że mogłam mu ją zawiązywać. A kiedy tata scinał swoją sikhę, on też chciał sciąć, żeby wyglądać tak, jak tata. Wtedy go odwodziłam od scinania, a teraz go odwodziłam od zostawienia małego kosmyka....

Spijcie dobrze moi mali bhaktowie z sikhami...

Z masą solną jest wesoło







A tu kilka fotek z prac chłopców. Masa solna to jest to! :) Nawet Naruś zrobił swojego Krysznę, którego zaraz rozwałkował (był podobny do Bikera - nie wiem, jak się to pisze - z Muppetów).

sobota, 11 października 2008


To nasze jesienne róże. Chłopcy później postawili je na ołtarzyku, żeby Panowie mogli zobaczyć:) Za długo nie mogły tam stać, bo zasłaniały cały ołtarzyk ;)
Posted by Picasa

No i zaczęło się...

Długo o tym myślałam i w końcu jest - mam bloga. Mogę pisać o tym, co tak szybko umyka z pamięci (właśnie o tym dziś z Kedziem rozmawialiśmy przy okazji oglądania zdjęć naszych berbeci). Taki pamiętnik, w którym będę mogła zapisać ważne chwile naszej rodzinki, przede wszystkim najmłodszych jej przedstawicieli. Myślę, że później, po latach, chętnie będą to czytać i wspominać, jak to było, kiedy ledwo od ziemi odstawali i chodzili z mlekiem pod nosem (szczególnie Naruś - nasz smok mlekopij :). Madzia kupiła co prawda albumy, piękne, ale w tym domu ciężko znaleźć długopis, wszystko ginie ;) No, ale albumy na pewno wykorzystamy! Na wszystko przyjdzie czas; to, do czego będą użyte, teraz dojrzewa i w końcu zakwitnie. Jak te nasze klonowe róze (nie wyszły może tak profesjonalnie, ale też nie są złe). A przy okazji... może ktoś znajdzie tu coś ciekawego i inspirującego dla siebie... Postaram się umieszczać na pewno tu to, co inspiruje mnie. Hare Kryszna :)